Noc. W ciemnościach słychać szelest liści pod naszymi stopami oraz szum rzeki po prawej stronie. Jeden krok w prawo i wpadnę do lodowatej wody...
Przede mną w mroku poruszają się sylwetki ludzi szukających drogi w ciemności. Każdy ściska w dłoni małą świeczuszkę, którą bezskutecznie stara się oświetlić sobie drogę. Obracam się za siebie. W ciemności widzę ciągnącą się daleko linię uformowaną z drobnych, migoczących światełek.
Ksiądz nie zważając na nikogo mknie do przodu. Szczęściarz ma na głowie latarkę i w dodatku zna drogę niemal na pamięć. My potykamy się co chwilę w ciemnościach, nie mając pojęcia gdzie jesteśmy i co mamy pod nogami. Każdy stara się iść dokładnie tą samą drogą co jego poprzednik, którego plecy wyłaniają się z mroku kilka metrów przed nim. Choć nasze myśli powinny być skierowane ku bardziej pobożnym sprawom, modlimy się w duchu oby tylko nie wpaść do płynącej obok rzeki. Kto wie, może koryto zaczyna się 5 centymetrów od twojej nogi?
W takiej niezwykłej atmosferze dotarliśmy aż na most pod katedrą. Tutaj wszyscy z ulgą kąpali się w świetle latarni. Horągiew z godłem Catholic Society poszła w końcu górę, na co ksiądz z kościoła Św.Cuthberta uśmiechnął się promiennie (co czyni niezwykle często). Po drugiej stronie mostu widzieliśmy kłębiące się morze ludzi ze świeczkami. Wkrótce i my mieliśmy dołączyć do tej specjalnej Candleligh Procession.
Po chwili oczekiwania na maruderów wyłaniających się z mroku, przekroczyliśmy wreszcie most i dołączyliśmy do tłumu powoli wspinającego się po drodze prowadzącej do Katedry. Trzymałam się blisko Mariyi oraz Toma (poznanego podczas przedzierania się przez ciemność). Przeszliśmy tunelem pod bardzo ciekawie wyglądającym budynkiem i znaleźliśmy się na tyłach katedry. Skwerek. Kolejny tunel. I stanęłam jak wryta...
Właśnie znalazłam się w HOGWARCIE!!!
Pamiętacie te przepiękne krużganki otaczające plac pokryty zieleniutką trawą - ten korytarz w krórym Snape dorywa Harrego i Rona w pierwszej części filmu, i ten którym chłopcy biegną na lekcję transmutacji gdy są spóźnieni? ten korytarz otaczający trawnik na którym Ron rzuca niefortunne ślimacze zaklęcie? Ten plac przez który Harry idzie zimą trzymając Hedwigę na wyciągniętym ramieniu?
Właśnie TAM się znalazłam...
Nocą, ze świecą w dłoni... i dwojgiem ludzi, którzy dostali ataku śmiechu jak zobaczyli moją minę jak sobie uświadomiłam gdzie jestem :D
Niestety: 1) nie miałam ze sobą aparatu, 2) na terenie katedry obowiązuje surowy zakaz fotografowania.
Ale udało mi się wygrzebać w internecie kilka zdjęć, które mogę Wam pokazać:
Wciąż nie mogę w to uwierzyć...
Niemniej, nie był to koniec wrażeń dzisiejszego wieczoru...
Przekroczyliśmy wrota katedry... wewnątrz panował mrok i widać było tylko przemieszczające się między ogromnymi kolumnami światełka trzymane przez ludzi. Gdy weszłam, poczułam się jakbym znalazła się tu conajmniej kilkaset lat wcześniej. Stawiałam niepewne kroki w ciemnościach, przed sobą mając ciemną sylwetkę gotyckiej chrzcielnicy, otoczoną wieńcem ludzi ze świeczkami. Z głębi katedry dobiegał mnie śpiew, zupełnie jakby za masywnymi kolumnami ukrył się chór aniołów, które miały nam pomóc w zbliżeniu się do Boga tego wieczora.
Ciemność.
Masywne kolumny biegnące wzdłuż nawy, którą kroczyłam ku miejscu zgromadzenia.
Morze migocących światełek - w którym się w końcu zatopiłam.
Z ciemności dobiegł nas głos. Dean katedry wygłaszał krótkie przemówienie. Tuż po nim jeden z pracowników katedry podszedł do mikrofonu. Zaproponował nam krótką opowieść o katedrze. Gdy wspominał jakieś konkretne miejsce, mrok powoli przeradzał się w jasność, gdy ktoś włączał światła architektoniczne w odpowiedniej części katedry. Najpierw rozświetlono nawę, byśmy mogli podziwiać ogromne, pięknie zdobione kolumny. Potem znów ogarnął nas mrok a w oddali światło wyłoniło z mroku sylwetkę ołtarza...
Sposób w jaki pokazano nam katedrę na zawsze pozostanie w mej pamięci. Gdy pozwolono nam spokojnie przechadzać się przez jakiś czas po katedrze nie mogłam oderwać oczu od jej skarbów. Moje nogi poniosły mnie jednak bardzo szybko w dwa bardzo ważne miejsca...
Nawet teraz nie mogę uwieżyć, że na prawdę tam byłam...
Grób świętego Cuthberta... Przede mną ogromna kamienna płyta z napisem "Cuthbertus". To jest miejsce gdzie pochowano świętego Cuthberta, biskupa Lindisfarne, patrona Northumbrii. To jest miejsce, gdzie spoczywa najbardziej znany staroangielski święty. Ile muszę mieć szczęścia, żeby tu stać? Ja, zupełnie nic nie znacząca polska dziewczyna, która przypadkiem zaczęła sie fascynować staroangielskim i teraz chce się w tym specjalizować... ja trafiłam na Erasmusa właśnie w miejsce gdzie pochowali świętego Cuthberta? Czy to może być zbieg okoliczności? Czy to może być przypadek?
Ale moje kroki poniosły mnie szybko w kolejne miejsce... Jak we śnie przemierzałam katedrę, żeby dojść na drugą stronę, do Lady Chapel... Wślizgnęłam się przez dzrzwi i stanęłam z boku, przysłuchując się słowom księdza, który odprawiał krótkie nabożeństwo dla zgromadzonych. Moje oczy szybko odnalazły to, po co tu przyszłam...
Grób Bedy Venerabilisa!
Prosta ciemna bryła grobowca. Cztery świece dookoła. Wyryte na płycie litery układające się w imię świętego, ukazały się moim oczom dopiero, gdy udało mi sie podejść do grobowca po zakończeniu nabożeństwa.
Moi przyjaciele postanowili wyjść razem z tłumem ludzi wylewającym się z Lady Chapel do wnętrza katedry.
Po chwili zostałam zupełnie sama... Stojąc przed grobowcem czcigodnego Bedy. Zrobiłam znak krzyża, by pomodlić się nad grobem... ale zupełnie brakło mi słów... Co powinnam mu powiedzieć? O co się modlić do świętego?
Opowiedzieć mu o studentach którzy nieustannie o nim słyszą, gdy są na pierwszym roku? Może powiedzieć mu o tym, że na uniwersytecie zajmujemy się staroangielskim? Że staramy się zachować w pamięci coś, co jego rodacy powoli odsuwają w zupełne zapomnienie? O naszych konferencjach? O naszych planach na przyszłość?
Czy to co robimy sprawiłoby, że Beda, który tak kochał naukę, uśmiechnąłby się?
Czy nasza pasja byłaby mu choć trochę miła?
Mam nadzieję, że moja modlitwa i pocałunek złożony na grobowcu wzruszy choć odrobinę serce świętego Bedy i sprawi, że spojrzy on przychylnym okiem na staroanglistów z naszego koła i wybłaga nam pomoc u Boga, gdy tylko będziemy się borykać z przeciwnościami losu. Miejmy nadzieję, że ten, który tak bardzo kochał naukę, pomoże nam prowadzić udane życie naukowe związane z tą dziedziną, którą tak bardzo kochamy.
Droga Dario, mam nadzieję, że Beda pomoże nam w realizacji planów na przyszłość, które już od jakiegoś czasu knujemy :) Po spotkaniu z Bedą i Cuthbertem nie mam już najmniejszych wątpliwości, że to jest ścieżka, którą chcę w życiu wybrać :)
Jak widzicie życie jest splotem nieprzewidywalnych zdarzeń. Będąc na pierwszym roku zafascynowałam się staroangielskim, z pasją słuchałam wykładów z literatury, brnęłam przez gramatykę i tłumaczenie tekstów po staroangielsku... O Bedzie słyszałam na każdym kroku... Czy kiedykolwiek pomyślałam, że pewnego dnia stanę nad jego grobem?
Nigdy...
Zycie spełnia marzenia, których nawet nie odważamy sobie wymarzyć :)
Choć przez pewien czas poddałam to w wątpliwość, teraz powtórzę raz jeszcze coś, co powiedziałam w lipcu 2006 roku:
"marzenia się spełniają"
^_^