Pokazywanie postów oznaczonych etykietą maldon. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą maldon. Pokaż wszystkie posty

sobota, 12 grudnia 2009

Maldon (Day 1, Part 1)

Miałam w planie pisać relację z wyjazdu w pociągach po troszkę, i wrzucić wszystkie relacje razem, jak już wrócę z Maldon, a tu proszę... własnie odkryłam, że pociągi East Coast mają WiFi i mogę bez przeszkód korzystać z internetu :) Dlatego też zamieszczam poniżej to, co spłodziłam odkąd wsiadłam w pociąg :)


Sobota 12 grudzień 2009

4:39 Durham Platform 1

Jest ciemno. Dworzec kolejowy w Durham spowija gęsta mgła. Kilku sennych podróżnych przewleka się przez peron czekając na przyjazd pociągu. Cisza. Czyżby był to pierwszy pociąg tego dnia?

Gdzieś w tle słychać nerwowy stukot butów i terkotanie kółek walizki. Ktoś zapewne nie chce się spóźnić.

Jest mi zimno w ręce. Zapomniałam rękawiczek. Zapewne zostały na schodach.

4:45 Pociąg East Coast do London King's Cross

Właśnie jadę do Maldon :)

Nawet po kilkukrotnym wypowiedzeniu tego na głos i napisaniu tego czarno na białym wciąż nie mogę w to uwierzyć. Jak na razie nie jestem nawet pewna, czy się obudziłam, czy to wciąż tylko sen.

Wstałam o 3:45. Śmieszne. Przez ostatnie dni o tej porze chodziłam spać. Ilość esejów do napisania w bardzo krótkim czasie była przytłaczająca, obie z Zosią robiłyśmy to na szybko. Niemniej, nawet gdy padałam na pysk, na duchu podtrzymywała mnie perspektywa tego wyjazdu. Maldon! Czy to możliwe?

Pociąg powoli sunie w stronę Peterborough. Za oknem ciemno. Wszyscy pasażerowie są nieco śnięci. Grupka młodych ludzi siedząca przede mną ma półprzytomną głupawkę i zabawia się rozmawianiem w różnych językach. Był już francuski, niemiecki, hiszpański...

Niestety ze względu na moją chorobę lokomocyjną muszę przerwać tą lingwistyczną ucztę i zatkać uszy słuchawkami. Może rytm Nickelbacka ogłupi mój przeklęty błędnik, który zaczyna się buntować.

Właśnie przechodzi konduktor, chyba po raz kolejny, i jeszcze nikomu nie sprawdził biletów. Dziwne? Ale za każdym razem, gdy przechodzi opowiada jakiś kawał grupce ludzi przede mną, co kończy się salwą śmiechu :)

Eh, ziewnięcie. Jest okropnie wcześnie. Ale to w sumie fascynujące, że udało mi się wstać o tak nieludzkiej godzinie. Może to zasługa trzech różnych budzików? Moja komórka ostatnio zaczęła się na mnie 'obrażać' i wyłącza się za każdym razem jak spadnie temperatura. Przez ostatnie dni przechodziłam przez traumę, bo gdy nastawiałam budzik wieczorem to bałam się, że nie zadzwoni rano. Przez noc mój pokój u Petera bardzo się oziębia, więc komórka stwierdza, że jest jej zbyt zimno i... wyłącza się. Tyle z mojego budzika. Znając jednak tą tendencję, pożyczyłam dziś od Zosi budzik i komórkę, żeby mnie obudziły (głupio byłoby przegapić wyprawę swojego życia tylko przez to, że się zaspało :P ).

[5:15 - Pociąg zatrzymał się w jakiejś małej miejscowości. Planowany postój do 5:30. Trochę wytchnienia dla mojego błędnika :) ]

Wczoraj miałam wspaniały plan położenia się wcześniej spać, żeby wstać na czas na pociąg. Ale jak wiadomo, oczywiście musiało się zdarzyć coś, co mi te plany pokrzyżowało. Nasza współlokatorka, Mariya, miała porządną załamkę i razem z Zosią próbowałyśmy ją z tego wyciągnąć, co w końcu nam się udało. Niemniej, w związku z tym incydentem nastąpiło dwugodzinne przesunięcie planów. Położyłam się spać o pierwszej, a budzik zadzwonił o 3:45 :D

Ale nie takie rzeczy się robiło ucząc się do sesji albo pisząc eseje :D

Poza tym - jadę do Maldon! Yay!

Trochę mi szkoda, że Zosi nie udało się pojechać ze mną. Jednak rozumiem, że mamy mnóstwo roboty na poniedziałek z ostatnim esejem. Ja mam tą przewagę, że research pod ten esej zrobiłam już miesiąc temu, bo miałam prezentację na temat staroangielskich manuskryptów. Mam właściwie gotowy tekst prezentacji, który trzeba rozwinąć, rozbudować (co mam w notatkach), zrobić przypisy, bibliografię, i voila! Spokojnie dam radę to zrobić podczas podróży pociągiem oraz wieczorem, jak już się nazwiedzam Maldon do woli :) To był po prostu uśmiech losu z tą prezentacją. Gdyby nie to, nie byłabym w stanie jechać dziś do Maldon.

[Yay! Jedziemy dalej. Następny przystanek York. Trzy przystanki do Peterborough, gdzie czeka mnie przesiadka w pociąg do Colchester. A stamtąd tylko godzinna droga autobusem do Maldon :) ]

Pamiętam jak trzy tygodnie temu zaczęłyśmy z Zosią poważnie planować wyjazd. Miałyśmy wynająć samochód i przejechać całą Anglię. Eh, ale tutaj dała o sobie znać albo moja przezorność, albo natura tchórza. Mam pełną świadomość, że byłoby o wiele taniej jechać autem, a nie wozić się pociągiem. Niemniej, gdy pomyślałam o tym, że miałam bardzo długą przerwę odkąd ostatnio prowadziłam samochód, dodatkowo tu jest ruch lewostronny, trasa jest okropnie długa (prawie z jednego krańca Anglii na drugi), jest zima i pogoda nie jest cudowna, a my jeszcze od jakiegoś tygodnia sypiamy bardzo nieregularnie i stanowczo za mało... już mi się perspektywa prowadzenia auta tak bardzo nie podobała. Nie lubię głupio ryzykować życiem i pieniędzmi. A jak sprawdziłam warunki ubezpieczenia tej firmy, to niby nie miałam się do czego przyczepić, ale nie dawały mi one poczucia bezpieczeństwa. Czasem jest coś takiego, co mówi ci, że czegoś nie powinieneś robić; nie masz pojęcia dlaczego, ale masz przeczucie, że nie wyjdzie Ci to na dobre. To był właśnie ten moment, gdy coś takiego się działo. Czy była to dobra decyzja? Nie mam pojęcia. Ale teraz, gdy spokojnie jadę sobie pociągiem i nie martwię się o to, czy jestem wyspana, czy nie, całkiem mi się  podoba opcja, którą wybrałam :)

Dodatkowo, w ostatniej chwili okazało się, że Zosia nie da rady ze mną jechać, bo inaczej nie wyrobi się z pracą na poniedziałek. Szczerze mówiąc, to był taki moment, gdy wydawało się, że cały wyjazd nie wypali. Miałyśmy jechać do Maldon jakieś dwa tygodnie temu. Niemniej, zdecydowałyśmy, że nie damy rady, bo mamy zbyt dużo pracy. Tydzień później z przerażeniem uświadomiłyśmy sobie, że został tylko jeden możliwy weekend na wyprawę do Maldon. Uparłam się i powiedziałam: "Jedziemy!" W życiu nie wybaczyłabym sobie, gdybym była w Anglii przez 3 miesiące i tam nie pojechała. "Jeśli tam nie pojadę, nie będę godna nigdy być nazywaną prawdziwym 'maldonistą'!"

Niemniej, wszystko zdawało się, być przeciwko mnie. W wieczór, w który miałyśmy zamawiać bilety nagle okazało się, że ich cena potwornie skoczyła w górę. Dodatkowo pojawiły się różne problemy z rozplanowaniem tego w czasie. Pociągi powrotne zdawały się jechać tylko i wyłącznie okrężnymi trasami (często z sześciogodzinnym czekaniem przy przesiadce na jakiejś stacji). Coraz bardziej zdesperowana szukałam kolejnych opcji... na próżno. Koło północy Zoś powiedziała coś, czego ja nie chciałam w ogóle dopuścić do myśli - "Kryś, chyba lepiej będzie to sobie odpuścić tym razem. Przyjedziemy jeszcze kiedyś do Anglii." Eh. Niestety musiałam przytaknąć. Wydawało się, że nie ma możliwości dojechania do Maldon i wrócenia na czas, tak żeby oddać eseje w terminie. Wiem, że jak pomyślałam, że nie pojadę do Maldon, a miałam całe trzy miesiące na zorganizowanie tego wyjazdu i jak ostatnia kretynka zabrałam się za to dopiero tuż przed końcem mojego pobytu tutaj, to jakoś tak zrobiło mi się okropnie przykro... Coś ścisnęło mnie w piersi, a oczy zrobiły się jakieś takie wilgotne... To była okropna godzina. Zaczęłam już nawet szukać książek, które mogłabym sobie kupić za równowartość biletu.

Ale tak w pewnym momencie sobie pomyślałam... "Kurcze flak, kto tu cytuje Byrhtwolda niemal każdego dnia, jak nie kilka razy dziennie? "Hige sceal Þe heardra, heorte Þe cenre, / mod sceal Þe mare, Þe ure maegen lytlaÞ." Kto tu się uważa za fana Byrhtnotha? I Ty kobieto masz kiedykolwiek mówić o odwadze i wytrwałości poległych pod Maldon? Nie ma mowy. Tak łatwo nie wolno się poddawać! Poddam się dopiero jak nie będzie już absolutnie ani jednej możliwości dojechania do Maldon! Choćbym miała stać na dworcu te sześć godzin to tam pojadę!"

Z tą na nowo odrodzoną nadzieją i determinacją zaczęłam szukać jeszcze raz. A co gdyby tak zmienić plany i je odwrócić? Gdyby pierwszego dnia jechać do Colchester, a drugiego do Cambridge? Sprawdzam połączenie... JEST! YAY! Czy to aby na pewno ma być takie proste?

Napociłam się sporo z połączeniami autobusowymi między Colchester, Maldon i Cambridge, ale w końcu i to udało mi się załatwić :)

Dzień po zamówieniu biletów zarezerwowałam sobie też pokój na jedną noc w Limburn House - bed&breakfast u bardzo miłych państwa, którzy wielce się dziwili, że jakaś dziewczyna z Polski (o masakrycznie trudnym nazwisku, które dyktowała kilka razy) chce przyjechać do Maldon... Jak wytłumaczyłam, że interesuję się poematem i bitwą, że to studiuję i chcę temu poświęcić przyszłość, właścicielka domu nie mogła wyjść z podziwu :) Zaoferowała pomoc w zdobyciu informacji o wszelakich atrakcjach w Maldon i godzinach otwarcia w dniu, w którym przyjeżdżam.
I rzeczywiście, wczoraj dzwoniła i była bardzo pomocna :)

Jestem okropnym szczęściarzem :) Wiecie jak jeszcze los się do mnie uśmiechnął? Przez większą część roku centrum Maeldune (w którym między innymi znajduje się Maldon Tapestry zrobiona na milenium bitwy w 1991) jest otwarte tylko od poniedziałku do piątku, ale od listopada jest również otwarte w soboty od 10:00 do 16:00 :) I z tego, co moja landlady powiedziała, dziś będzie otwarte :)

Czy przygotowując się do konferencji staroangielskiej w tym roku pomyślałam choć raz, że kilka miesięcy później uda mi się zobaczyć to o czym mówię? Wspomniałam pomnik Byrhtnotha, Maldon Tapestry, rok wcześniej pokazywałam zdjęcia satelitarne Maldon i Northey Island, oraz wyszperane w necie zdjęcia causeway :) Czy na prawdę uda mi się to wszystko zobaczyć?

Już nie mogę się doczekać :) To jest wspaniałe uczucie :)

The night before Maldon

Hejho,

Wiem, że dawno się nie odzywałam, ale generalnie nasze życie ostatnio upływa nam wyłącznie na pisaniu esejów (i zwiedzaniu Durham na szybko, czego nie mam czasu opisać... eh.)

Powstają dziwne poematy na temat pisania esejów, jak choćby ten, który przyszedł mi do głowy jak wracałyśmy wczoraj wieczorem z dworca, po wsadzeniu w pociąg naszej znajomej. Ja zaczęłam, Zoś pomógł potem ze słowami i powstała ta oto pieśń (śpiewać na melodię: "If you're happy and you know it clap your hands!"):

If you want to write an essay, have no sleep!

If you want to write an essay, have no sleep!
If you want to write an essay
and your deadline has no mercy,
If you want to write an essay, have no sleep!


If your outline is still messy, have some tea!

If your outline is still messy, have some tea!
If your outline is still messy,
and your sight is going hazy,
If your outline is still messy, have some tea!


If you're happy and you know it, then you're doomed!
If you're happy and you know it, then you're doomed!
If you're happy and you know it,
and you really want to show it,
then you know your brain will shut down soon!


If you hand in all the essays, cry hurray!
If you hand in all the essays, cry hurray!
If you hand in all the essays,
and you feel you're going crazy,

If you hand in all the essays, go to bed!


Hrrrrrr.....

Yeah, definitely, jest nam wesoło :)

W każdym bądź razie... Dziś tylko taki bardzo króciutki post, bo chcę Wam tylko dać znać, że...


Jutro o 4:45 (czyli za jakieś 5h) wsiadam w pociąg i jadę do Maldon :)

A po dzisiejszej przygodzie w muzeum archeologicznym jestem do tego idealnie przygotowana:


Biorę laptop ze sobą, więc będę tworzyć relację na żywo jadąc pociągiem itd. Niemniej, nie będę mieć połączenia z internetem, więc na całość relacji możecie liczyć dopiero w poniedziałek.

Plan mojej podróży:

12 grudzień:
pociąg Durham -> Colchester
autobus Colchester -> Maldon
ZWIEDZANIE MALDON :)

13 grudzień
autobus Maldon -> Chelmsford
autobus Chelmsford  -> Cambridge
Zwiedzanie Cambridge
pociag Cambridge -> Durham

To będzie wspaniały weekend :)