sobota, 24 października 2009

Disastrous dancing




Eh, czekają mnie dwa przepiękne dni w domu... musiałam zrezygnować z odgrywania potwora w Treasure Trap, jutro opuszczę Weapons Practice, przepadło też ceilidh... A wszystko przez to, że... skręciłam nogę :/

I tutaj opowieść dedykuję obu Olom S. (^_^), które sobie wesoło tańcują w takt irlandzkiej muzyki :)

Wyjeżdżając z Polski wrzuciłam do walizki baletki irlandzkie, w nagłym olśnieniu, że jadę na Albion, gdzie powinno być mnóstwo okazji do tańca :) Tuż po przyjeździe do Durham oczywiście od razu trafiłam na ceilidh :) Trochę później trafiłam na Fresher's Fair, gdzie reklamowały się różne student societies - wśród nich Caledonian Society. Jak tylko usłyszałyśmy z Zosią, że będą prowadzić warsztaty tańca szkockiego, zapisałyśmy się z wielkim entuzjazmem :) Pozostało nam czekać na wiadomość o pierwszym spotkaniu...

I owa wiadomość pojawiła się na moim mailu w tym tygodniu. W czwartkowy wieczór z baletkami w torebce i uśmiechem na twarzy stawiłam się o godzinie ósmej wieczorem we wskazanym miejscu (Durham Students Union - Fonteyn Balroom). Zaczęło napływać morze ludzi i zrobiło się lekkie zamieszanie... Uciekłam gdzieś na bok i dyskretnie zmieniłam buty. Z lekkim zdenerwowaniem wypatrywałam, czy ktoś nie zacznie robić tego samego co ja, ale niestety czekał mnie głęboki zawód... Byłam jedyną osobą, która zmieniła buty... A gdy grupa ludzi, którzy mieli prowadzić spotkanie i uczyć nas tańczyć, wyszła na środek, serce niemal zamarło mi z przerażenia... Niektórzy z tych ludzi mieli na sobie ciężkie buciory (dla porównania wyobraźcie sobie glany). W trakcie tańca, jeśli ktoś się pomyli i na ciebie wpadnie albo cię kopnie albo nadepnie na stopę, to takimi butami można zrobić krzywdę... Z lekkim strachem popatrzyłam na moje baletki i na balerinki kilku dziewczyn stojących obok... No cóż, miejmy nadzieję, że będzie ok.

Ale nie było...

Comhlan mnie rozpuścił tym, że przyzwyczaiłam się do dyscypliny i ładu podczas tańca. Przyzwyczaiłam się też do tego, że oprócz układów uczymy się też przede wszystkim kroków. Wiem, że podczas ceilidh zazwyczaj się po prostu chodzi według układu, bo nie wszyscy znają kroki, ale wtedy przynajmniej się liczy do rytmu i chodzi się do rytmu. A tutaj, o zgrozo, nikt nie przejmował się ani krokami ani rytmem. Każdy robił co chciał, chodził jak chciał, tylko trzeba się było trzymać układu... a chwilę później odkryłam, że i układu nikt się nie trzyma zbyt ściśle. Mylili się nawet prowadzący. Rezultat był taki, że nikt nie wiedział gdzie ma iść, co ma robić, pół setu było o kilka kroków do przodu, inna część setu miała opóźnienie, a tak w ogóle to zaczęliśmy jakieś dwa takty za późno i wszystko generalnie było nie pod muzykę. Ludzie wpadali na siebie, nie mieli pojęcia gdzie mają iść, a prowadzący, którzy co pewien czas nagle zjawiali się koło jakiegoś setu, tylko nas źle "poprawiali" bo myliły im się strony setu... Takiej masakry już dawno nie widziałam...

A na dobitkę po tym wielkim rozczarowaniu miałam jeszcze specjalną niespodziankę:
Podczas tańca zostałam wepchnięta przez jednego z prowadzących na schody... Moja kostka wydała z siebie okropne trach i odmówiła dalszej współpracy. Ale bardziej niż fizyczny ból, zabolało mnie zachowanie kochanych angoli, z którymi tańczyłam prawie całe spotkanie. Krzyknęłam do ludzi z setu "skręciłam kostkę, nie dam rady tańczyć". Popatrzyli na mnie dziwnie i... kontynuowali. W tym mój partner zaczął mnie ciągnąć w dół setu. Musiałam dopiero skończyć układ (partner ani razu nie zareagował na powtarzane bez ustanku "skręciłam kostkę"), żeby móc kulejąc odczłapać na bok i usiąść. Generalnie, mój partner miał mnie kompletnie w nosie, jak bym była niewidzialna. Tak samo dla ludzi z setu nagle stałam się powietrzem, jakby mnie tam w ogóle nie było.

Obolała, wściekła i rozczarowana wróciłam do domu. Więcej z tymi półgłówkami nie tańczę!

Eh, tak, musiałam przyjechać do UK, żeby dowiedzieć się, że w Polsce lepiej tańczy się tańce szkockie i irlandzkie niż tutaj...

Przy okazji przesyłam serdeczne pozdrowienia dla Comhlanu i zeszłorocznych kursantów, z którymi spędziłam na prawdę wspaniałe chwile. Już nie mogę się doczekać powrotu do Polski, żeby znów Was zobaczyć i wreszcie porządnie sobie potańczyć :)

4 komentarze:

  1. Z Twoich opowiadań można by wnioskować, że większość Brytyjczyków w ogóle okazała się rozczarowująca. :/ Szkoda.
    A skręconej kostki, oczywiście, współczuję. Jesteś pewna, że to nie jest nic poważniejszego, mam nadzieję?

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam za opóźnienie - nowy wpis wkrótce się pojawi :)

    OdpowiedzUsuń